środa, 22 lutego 2012

Rozdział 12

Z perspektywy Nathana
Przyjechało pogotowie,zapakowali ją na nosze,tak można to nazwać.Widok okropny,była cała we krwi.Modliłem się do Boga by jej nie stracić,była dla mnie tak ważna.
-Możemy jechać z nią?-zapytałem zapłakany
-Przykro nam ale nie
-A do jakiego szpitala ją wieziecie?
-Na Honey Street(tak wiem,że takiej ulicy nie ma ale trzeba improwizować,mam nadzieję że wybaczycie :D)
-Dobra,wsiadajcie,szybko.-mówił spanikowany Max już odpalając samochód
Pojechali na sygnale
-Czy oni nie mogą jechać szybciej?!
-Spokojnie,będzie dobrze-uspokajał mnie Jay,który sam jeszcze był w szoku
Dojechaliśmy w końcu,zabrali ją gdzieś na jakąś sale.Nie chcieli nas do niej wpuścić
-Co robimy?
-Ja czekam,nie wiem jak wy
-My też
Wyszedł z pokoju jakiś lekarz
-Panie doktorze,co z moją narzeczoną?-tak powiedziałem,bo wiedziałem,że jak przetrwamy razem takie coś to się jej oświadcze
-Nie jest dobrze,jest w śpiączce,ale proszę być dobrej myśli,a teraz przepraszam śpiesze się
-Co ja narobiłem?!
-Spokojnie to nie twoja wina!
-To przez Ciebie!-usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny,uderzył mnie,dość mocno w twarz,jak się okazało był to ojciec Kingi
-To nie jego wina!-chłopaki staneli w mojej obronie
-Pana krzyki nic tu nie zmienią!-i wtedy znów dostałem z pięści w twarz
-Co pan wyprawia?-krzykneła pielęgniarka,wtedy on sobie poszedł
-Wiecie co,jedźmy do domu
-Nic tu po nas.-chciałem zostać ale to nie miało sensu,nie mogłem jej nawet przez chwilę zobaczyć...
Z perspektywy Nathana
-Odwołałem nasze najbliższe koncerty-mówił Max
-Wy mogliście grać
-Ej,stary daj spokój
-Nie zostawimy ani ciebie ani Kingi
-Dla nas też ona jest ważna
-Koncerty nie zając,nie uciekną
-Dziękuje wam,pojedziemy do niej?
-Dobra,to chodźcie
Pojechaliśmy,ale dalej byliśmy tam zbędni.Wróciliśmy do domu,pustego domu,bez niej nie było tak samo.To była ciągła rutyna.Wtedy tak naprawdę wszyscy zdali sobie sprawę jak ta dziewczyna odmieniła nasze życie,to było dziwne,że jedna osoba może sprawić,że życie stało się piękniejsze.Jeździliśmy do niej codziennie a ona cały czas była w śpiączce.Lekarz mówił,że z dnia na dzień jej stan się pogarszał, przyznali,że to bardzo ciężki przypadek i że zrobili już naprawdę wszystko co mogli i że nie pozostaje nam nic innego jak czekać aż się obudzi. Minął tak miesiąc,najgorszy miesiąc w moim życiu,ciągły stres,strach. Nie mogłem spać po nocach cały czas o niej myślałem.Bałem się,że ją stracę,nie przeżyłbym tego.Nasza znajomość,no cóż była krótka ale bardzo intensywna, szybko zamieszkaliśmy razem, w dodatku ona nie była tylko moją dziewczyną ale i przyjaciółka a to było bardzo ważne,można było z nią pogadać jak z prawdziwym kumplem,potrafiła wszystko zrozumieć a jak nie rozumiała to przynajmniej starała sie zrozumieć. Ale zaraz dlaczego ja o niej mówię w czasie przeszłym?
Tradycyjnie pojechaliśmy do  niej,tym razem wpuścili nas do niej,ale mówili,że na  krótko.Przyznam,że zaczynałem tracić nadzieję.Siedziałem przy niej,patrzyłem,płakałem,nie wytrzymałem.Pocałowałem ją,być może już po raz ostatni a ona....

1 komentarz: